Lekarz stosuje się wyłącznie do modelu pierwszego. A gdy sam jest chory? Wtedy czasem dzieją się dziwne rzeczy. Wiedza każe stosować i wobec siebie zasady myślenia klinicznego. Bywa jednak, zapewne pod wpływem rodzącego się niepokoju, że lekarz zaczyna brać pod uwagę nie tylko fakty kliniczne i wyjaśnienia leczących go kolegów, ale również sugestie znajomych, rodziny, wypowiedzi innych pacjentów leżących teraz obok niego na jednej sali, a których opinie, tj. nielekarzy, dotąd uwzględniał, ale o tyle tylko, że słuchał tych opinii z uprzejmą cierpliwością i wkładał je między bajki. Starał się bowiem myśleć trzeźwo, trzymać się faktów i działać zgodnie ze wskazówkami współczesnej medycyny. I było to postępowanie rozsądne. A teraz nurtujący niepokój, wymijające jakby wyjaśnienia kolegów, przedłużający się pobyt w szpitalu, bywają powodem swoistej regresji: lekarz zbliża się nieco do sposobu traktowania choroby, z jakim rozstał się w czasie studiów i pod ich wpływem. Jest to krok w stronę drugiego modelu. Jeżeli tak zdarza się bodaj czasem w przypadku chorego lekarza, to nie powinien budzić zdziwienia fakt, że student w pewnym okresie przejawia nastawienie lękowe i dopatruje się u siebie objawów chorobowych. Jest to stan przemijający i zapewne wyraźnie występuje tylko u niektórych osób. Wydaje się jednak, że jeżeli pozostanie coś w pamięci z tego okresu, w pamięci już nie studenta, ale poważnego lekarza, to i lepiej. Łatwiej mu wówczas zrozumieć niepokój pacjenta, który trapi się czaseip z powodu błahych dolegliwości, a lęku nie potrafi przezwyciężyć. Rzeczowe i spokojne wyjaśnienie może w takich przypadkach okazać się bardziej potrzebne od leczenia farmakologicznego lub zabiegowego.
dalej